poniedziałek, 2 października 2017

107. II Toast za Jawność w Szczecinie cz. 4 - spółki miejskie

Spółki miejskie.

Gdziekolwiek się pojawię, ten temat musi zostać wywołany. Zajmuję się nim już ponad dwa i pół roku, rozszerzyłam wiedzę o Węgry, Czechy i Słowację i uważam, że z każdym rokiem robi się ważniejszy.
Rozmawialiśmy o tym, dlaczego powinniśmy się interesować tym, co się dzieje w miejskich spółkach. Przecież to nasze pieniądze, do tego przeniesione spod kontroli Rady Miasta w ręce zarządów spółek, mianowanych przez prezydenckie rady nadzorcze. Dlaczego spółki komunalne wydają spore kwoty na promocje, skoro nie bardzo mamy możliwość NIE korzystania z ich usług? Dlaczego spółki miejskie sponsorują różne kluby sportowe, na bazie niezbyt klarownych wytycznych? Przecież organizacje te dostają szczodre wsparcie z różnych kieszonek urzędu miasta - z kieszonki na sport, czy z tej na promocję? Jakie inwestycje kanalizacyjne reklamują te kluby, które wspiera ZWiK - na przykład szkoła tańca Astra czy Pogoń S.A.? Skoro mieszkańcy nie mają pojęcia, reklama taka jest nieskuteczna, a co za tym idzie - dziesiątki czy setki tysięcy wywalane są w błoto. Ile za te pieniądze można by zrobić łazienek w tych mieszkaniach komunalnych, w których łazienek nie ma?
Czy możliwe jest sprawowanie skutecznego nadzoru nad spółkami miejskimi, kiedy pełni się funkcje w zarządzie miasta? Do niedawna wszyscy członkowie zarządu byli członkami różnych rad nadzorczych miejskich spółek. Kiedy zarząd skarży się, że ledwo się wyrabia, czy oznacza to, że funkcje nadzorcze pełni na odwal?
Jak to jest, że od deklaracji wprowadzenia konkursów na stanowiska członków zarządu spółek miejskich, które pod koniec roku 2015 złożyła w imieniu prezydenta miasta  pani dyrektor Beata Śmiecińska, upłynęło tyle czasu, a stosownej uchwały dalej nie ma?
Czy wiarygodny jest członek rady miasta, mający sprawować kontrolę nad prezydentem, który jest przez tegoż prezydenta zatrudniony w miejskiej spółce? Tak, wiem, zarząd zatrudnia, nie prezydent, ale jeśli ten zarząd jest powoływany przez wybraną przez prezydenta miasta radę nadzorczą, to już zwolnienie czy zatrudnienie "przez prezydenta" nie wydaje się kontrowersyjnym stwierdzeniem. Czy taki radny stanowczo sprzeciwi się prezydentowi miasta w ważnej sprawie? Czy takiemu radnemu - my, mieszkańcy - nie płacimy dwa razy za ten sam czas? Dieta radnego z założenia ma pokryć utratę wynagrodzenia spowodowaną nieobecnością w pracy, kiedy odbywają się sesje, komisje i inne takie. Czy w miejskich spółkach, które zatrudniają miejskich radnych, prowadzi się ewidencję wyjść i nieobecności radnych w pracy? Czy wynagrodzenie za okres nieobecności jest potrącane?
Czy woda byłaby tańsza, gdyby nie trzeba było promować ZWiK? Jak jest z tymi wydatkami w innych spółkach? Czy gdyby monopoliści obcięli pieniądze na promocję, nie płacilibyśmy mniej za ich usługi?

Odpowiadaliśmy sobie na te pytania w czasie spotkania i konkluzja była jedna - warto kontrolować spółki miejskie, bo za niegospodarność w nich płacimy my wszyscy.

środa, 27 września 2017

106. II Toast za Jawność w Szczecinie cz. 3 - ZBiLK, czyli polityka mieszkaniowa miasta

ZBiLK, czyli polityka mieszkaniowa miasta.

To był gorący temat tego wieczora. Na bazie kilku przykładów wyciągnęliśmy wniosek, że Szczecin nie ma spójnej i konkretnej polityki mieszkaniowej. Zdarzają się decyzje nielogiczne, prowadzące do wykluczenia społecznego ludzi, którzy z różnych względów losowych mieli problemy z płaceniem czynszów. Urząd w rozmowach z nimi nie stara się pomóc, tylko wykorzystuje ten moment (osoby starsze, niewykształcone) i podsuwając do podpisu niekorzystne dla lokatora dokumenty, pogarsza ich sytuację życiową i niszczy zaufanie do siebie. Mieszkań komunalnych jest mało, ale znajomi i przyjaciele opowiadają o wieloletnich pustostanach (na przykład w okolicach mariny na Gocławiu). Wiele osób wyjeżdża do pracy za granicą, wynajmując mieszkanie osobom trzecim - nie widać/nie słychać, by takie sytuacje były wyłapywane. Usłyszeliśmy też historię przydziału mieszkania, pod warunkiem włożenia w jego remont sporej sumy, w określonym (5 lat) czasie. Konkluzja była taka, że brakuje nam zaangażowania urzędu w sprawy tego typu - indywidualnego rozpatrywania spraw, elastyczności (na przykład w przypadku osób, które zalegały z czynszem przez dłuższy okres z powodu utraty pracy, ale po jej znalezieniu regulują należności na bieżąco), a także podpowiadania, jak można rozwiązać problem ZANIM urośnie do poziomu góry lodowej.

Poruszyliśmy też sprawę lokali usługowych, które stoją puste, bo ich najem jest nieopłacalny. Może obniżenie stawki czynszu do kwoty symbolicznej sprawi, że nie będą się przynajmniej niszczyły? Ktoś je będzie ogrzewał, remontował, a miasto otrzyma może niewielkie kwoty, ale je otrzyma - teraz stoją puste, generując wyłącznie koszty.

Uznaliśmy ten temat za na tyle interesujący, że postaramy się nie zakończyć go na dyskusji. Mam nadzieję, że wkrótce zaprosimy Państwa do współpracy.

105. II Toast za Jawność w Szczecinie cz. 2 - budżet obywatelski

Budżet obywatelski.

Gdzie pojawia się dyskusja o władzy, mieście i budżecie, musi pojawić się temat budżetu obywatelskiego. W naszej dyskusji przebijała się rezygnacja. Szczeciński Budżet Obywatelski rozczarowuje. Nie jest obywatelski, realizacje wybranych inwestycji często rozmijają się z wizją pomysłodawcy, a mieszkańcy interesują się nim coraz mniej. Miasto zachowuje się tak, jakby biernością chciało zniechęcić ludzi do udziału i wycofać się z pomysłu, zdejmując sobie z głowy ten problem.
Mówiliśmy o tym, że w kolejnej edycji widać egoistyczną postawę mieszkańców, którzy nie zastanawiają się nad tym, jaka inwestycja potrzebna jest miastu, by zapewnić jego równomierny rozwój, a patrzą tylko na to, czy ta inwestycja będzie potrzebna im. Rozmawialiśmy o wieloletnich zaniedbaniach na obszarach nadodrzańskich, które marnują swój potencjał. Pięknie usytuowany  Gocław, Golęcino, Stołczyn, Skolwin są bardzo zaniedbanymi obszarami. Załom od lat prosi o świetlicę kontenerową, by jeden z najdalej położonych terenów miał jakąś alternatywę dla dzieci i młodzieży, jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu. Pałac Młodzieży mógłby przyjmować na zajęcia także osoby z niepełnosprawnościami, ale nie ma windy. Mieszkańcy nie uznali, że warto otworzyć to miejsce dla osób do tej pory wykluczonych. Wynika to z jednej strony właśnie z egoizmu szczecinian, a z drugiej o kompletnym braku dyskusji nad projektami. Nie uczymy mieszkańców bycia obywatelskimi, nie wskazujemy, jak wpływa to na nasze miasto. Przytoczyłam podsumowanie dyskusji o roli samorządu i sposobach angażowania mieszkańców, jaka miała miejsce na ostatnim Baltic Business Forum, które odbyło się w Świnoujściu. "Rewitalizacja to nie remonty, rozwój to nie inwestycje". Społeczeństwo, które będzie nastawione "do siebie", które nie będzie zapoznawane rzetelnie i w sposób zrozumiały z sytuacją miasta, w którym nie zaczniemy kształtować postaw obywatelskich będzie bierne i roszczeniowe. Trzeba promować odpowiednie postawy. Zwracać uwagę, że skoro nasze dzieci mogą bezpiecznie, oświetlonymi drogami chodzić do szkoły, to zróbmy tak samo na sąsiednim osiedlu.

104. II Toast za Jawność w Szczecinie cz. 1 - mała aktywność mieszkańców

27.09.2017 wieczorem, w Szczecińskim Inkubatorze Kultury spotkaliśmy się na II Toaście za Jawność w Szczecinie. Impreza kameralna - przybyły na nią cztery osoby, ale bardzo interesująca. Dyskusje prowadzone były wielowątkowo i zwróciły uwagę na kilka ważnych zagadnień. Aby ułatwić czytanie, bo tekst będzie długi i "gęsto" pisany, kolejne poruszane tematy publikować będę w oddzielnych postach.

Mała aktywność i zaangażowanie mieszkańców.

Zastanawialiśmy się, z czego wynika i jak to zmienić. Rozmawialiśmy o tym, że nie mamy tradycji kontrolowania władzy, zarządzania wspólną przestrzenią. Głównie z tego powodu, że wpływ mieszkańców na to, co się wkoło nich działo, przez lata był zerowy. Ludzie traktują władzę jako coś niezmiennego, z czym trudno polemizować. Nie chcą się angażować, póki problem ich nie dotyczy. A jeśli ich dotyczy, ale nie jest uciążliwy, to też zwykle nic z nim nie robią. Aktywizacja następuje dopiero w chwili, kiedy problem naprawdę zaczyna doskwierać, stanowi zagrożenie ich życia lub zdrowia, albo uniemożliwia im pracę i normalne funkcjonowanie. Wtedy dopiero zaryzykują starcie z władzą. Bo ludzie boją się władzy. Władza może w rewanżu nie przydzielić dziecku miejsca w przedszkolu, nie dać dofinansowania do czegoś, zmienić życie w piekło. Stosunek władza-mieszkaniec jest konfrontacyjny, wręcz feudalny. Niewielu samorządowców i niewielu mieszkańców zakłada współpracę, dyskusję, wypracowanie stanowiska na drodze porozumienia. Aktywny, zainteresowany życiem okolicy mieszkaniec postrzegany jest przez władzę jako upierdliwy petent, nie mający pojęcia o funkcjonowaniu miasta i uniemożliwiający normalną pracę urzędu. Dlatego władza wysyła urzędników na szkolenia, jak sobie radzić z "pieniaczami", jak ich spławiać, unikać, izolować i nie dawać tego, o co prosi (są organizowane specjalne szkolenia z tematu "Jak nie udzielać informacji"). Urzędnik jawi się dla odmiany jako oszust, wyzyskiwacz, krętacz, nierób i co tam kto sobie chce dopisać. Takie podejście obu stron z góry wyklucza współpracę. Dyskutowaliśmy o tym, w jaki sposób zmienić nastawienie do siebie tych dwóch grup, bo bez tego skuteczna zmiana nie jest możliwa. Wnioski? A proszę bardzo - wystarczy:
- założyć, że druga strona nie jest wrogiem, tylko nie zwróciła uwagi na to, co dla nas jest widoczne jak na dłoni - tłumaczyć, uzasadniać, podawać przykłady, zamiast krzyczeć, używać ostrych słów i komentarzy;
- informować - coś, co dla nas jest oczywiste, nie jest często oczywiste dla wszystkich, zatem dzielmy się informacją (o dziurze w chodniku, o procedurach w urzędzie);
- używać argumentów, podsuwać pomysły rozwiązań;
- słuchać co się do nas mówi i słyszeć to;
- zwracać uwagę na dobre praktyki i brać przykład z samorządów, które współpracują ściśle z mieszkańcami.
Chwilę zajęła dyskusja o tym, co zrobić, jeśli mieszkańcy władzy się boją. Przypomniałam, że od tego jest sieć. Nie tylko Sieć Obywatelska Watchdog Polska, która pomaga każdemu, kto chce kontrolować władzę, ale też sieć lokalnych watchdogów, stowarzyszeń i fundacji. Każda próba zastraszenia mieszkańców, o której się dowiemy, odbije się echem w całej Polsce. Nagłośnimy naciski, jakie wywiera się na aktywistów, wesprzemy w internecie, poszukamy prawników, którzy pomogą, może nawet za symboliczną złotówkę, a kiedy będzie trzeba, przyjedziemy i staniemy ramię w ramię.
Rozmawialiśmy też o tym, że ludziom nie chce się czekać na zmiany. Że wprowadzenie ich za pięć czy dziesięć lat nikogo nie interesuje. Zwróciłam uwagę, że w tych miejscach, gdzie dialog z władzą został nawiązany, zmiany pojawiają się znacznie szybciej. A wtedy sąsiedzkie sołectwa czy gminy widząc sukcesy, też chcą tego u siebie. Najgorzej jest zacząć, ale potem to idzie coraz sprawniej. I więcej ludzi się zapala do działania.


środa, 16 sierpnia 2017

103. ZWiK się promuje - pytamy o ogłoszenia w prasie

Wracamy po przerwie. Bynajmniej nie spaliśmy, tylko ciężko pracowaliśmy na innych frontach. Czasem trzeba zadbać też o dom i rodzinę.
W międzyczasie wzięłam się za to, co od samego początku spędza mi sen z powiek, a mianowicie kasę wydawaną przez spółki miejskie na promocję. Nie wiem, czy wiecie, że szczeciński ZWiK wydał w 2014 roku 959.250,12 PLN na różnego rodzaju działania promocyjno-reklamowe. W 2015 było to już 1.164.760,04 PLN. Kolejne lata mozolnie zliczam, wypisując z rejestru umów wszystko, co jest związane z promocją i reklamą, odkryte sumy będę podawała w kolejnych wpisach.
Jest sporo interesujących pozycji. Zainteresowało mnie, że AGENCJA REKLAMOWA ANONS PRESS JACEK STANKIEWICZ w latach 2014-2015 otrzymała od ZWiK kwotę 126.862,00 PLN za "Usługę polegającą na zamieszczaniu ogłoszeń w prasie zgodnie ze zleceniem zamawiającego". Ponieważ zżera mnie ciekawość, co takiego za tak kosmiczne pieniądze ogłasza ZWiK w prasie, wystąpiłam z wnioskiem o skany umów z tego okresu.
Interesująco wygląda w 2014 roku pozycja 188 w rejestrze umów, a mianowicie 47.500,00 PLN na "Przygotowanie Strategii promocji ZWiK Sp. z o.o. w związku z przyznaniem Spółce Godła "Teraz Polska" oraz jej realizacja w okresie od 1 czerwca 2014r. do 31 maja 2015r.", którą to kasę otrzymała firma ESPRESSO. HUBKIEWICZ, PIECHOCKI, TOŁKACZ SP.J.
Zadziwia mnie konieczność reklamowania się monopolisty...


A przy okazji - interesujące jest promowanie szczecińskiej czystej wody w kranie (którą nota bene pije cała moja rodzina od dziesiątków lat) zestawione z ilością kasy wydanej na zakup wody mineralnej dla pracowników ZWiK. I nie mówię tu o wodzie butelkowanej, którą muszą zapewnić pracodawcy pracującym na zewnątrz pracownikom, ale o wodzie dla zatrudnionych w siedzibie :)
To nadaje się ta woda z kranu do picia, czy nie? A może ona jest wystarczająca tylko dla plebsu?

Pozdrawiam!
DorotaM


czwartek, 29 czerwca 2017

102. VIII Kongres Regionów

W czerwcu uczestniczyłam w VIII Kongresie Regionów we Wrocławiu. Jest to doroczna impreza dla samorządowców, reklamowana na stronie wydarzenia jako „największe w Polsce spotkanie samorządu, biznesu i NGO”. Miejsce podsumowań, wymiany doświadczeń, przyznawania nagród i kuluarowych rozmów. Wzięłam w niej udział dzięki uprzejmości organizatorów, bo cena biletów zdecydowanie nie była na każdą kieszeń – kosztowały od kilkuset do ponad tysiąca złotych.  

Bez kobiet. 

Idea Kongresu bardzo mi się podoba, bo jest to miejsce wymiany doświadczeń, podpatrywania skutecznych rozwiązań, rozmów, których moim zdaniem bardzo w życiu mieszkańców brakuje. Może być też narzędziem kształtowania standardów w samorządach, w kontaktach na linii biznes-władza, władza-mieszkańcy. Tematy podejmowane na kongresie mogą wskazywać kierunki rozwoju pełnej partycypacji w lokalnych społecznościach, dać okazję do spokojnej rozmowy o sprawach konfliktowych, podpatrzenia, jak z podobnymi zagadnieniami radzą sobie 300 kilometrów dalej. Tylko trzeba bardzo dokładnie przemyśleć i dobrać skład panelistów, jeśli spotkanie ma przynieść wymierny skutek, a nie być tylko okazją do poklepania się po plecach.
Spotkanie to dwudniowa impreza – cztery sesje plenarne, 25 paneli równoległych i gala na zakończenie pierwszego dnia. Bardzo sprawna organizacja, wszystko dopięte na ostatni guzik. Organizacyjnie. Dla mnie spotkanie miało jednak sporo zgrzytów, wynikających przede wszystkim z niekonsekwencji.
Przykład pierwszy – początek imprezy, fantastyczna prezentacja Gila Panelosy o miastach systemu 8 80. O tym, że aby skutecznie zarządzać miastem, należy w to zarządzanie włączać wszystkich mieszkańców, w tym dzieci, osoby starsze, biedne. Być w kontakcie z mieszkańcami, zachęcać do dzielenia się uwagami. Była mowa o tym, jak nową jakość miastom daje włączenie w aktywne działania przedstawicieli obu płci. Super. Po prezentacji panel „Przyjazne miasto przyszłości budowane wokół ludzi – jak je stworzyć i jak sfinansować” – bez kobiet. W samorządzie i biznesie nie ma aktywnych kobiet? Nikogo nie interesuje ich zdanie? To nie jedyny panel, w którym kobiet na VIII Kongresie Regionów zabrakło. W większości paneli w składzie dyskutantów była tylko jedna pani. Denerwuje mnie wykluczanie kobiet z debaty, bo uważam, że mają dużo ważnych rzeczy do powiedzenia.     

Bez mieszkańców

Przykład drugi – na panelu o partycypacji społecznej ( „Partycypacja obywatelska – kontrolować, czy wzmacniać”) nie było przedstawiciela mieszkańców, a poruszano bardzo ważne zagadnienia. Padło na przykład powszechne na Kongresie zdanie, że mieszkańcy nie ufają władzy. I zastanawiano się, jak to zmienić. Na pewno przedstawiciel mieszkańców w panelu mógłby podzielić się uwagami na temat, jak władza może zdobywać zaufanie obywateli. Nikogo to nie interesowało? Zastanawiano się, czy angażować lokalne społeczności i jak to robić. Samorządowcy dzielili się swoim doświadczeniem, ubolewając, że ciągle aktywne są jednostki, ale nawet te aktywne jednostki nie zostały zaproszone do dyskusji.

Bez dyskusji

Przykład trzeci – jeśli Kongres z założenia miał być miejscem przekazywania informacji, doświadczeń, to zdecydowanie zabrakło miejsca na dyskusje. Panele były ograniczone czasowo, poruszały tematy bardzo interesujące, a publiczność albo nie miała okazji wziąć udziału w dyskusji, bo czas panelu wyczerpali paneliści, albo dane jej było jedynie krótko wypowiedzieć się, bez możliwości polemiki z panelistami. Zalecano dyskusję w kuluarach, co często nie było możliwe, bo paneliści znikali, szli na kolejne panele, w których brali udział, albo zagarniali ich różni ważni i mniej ważni oficjele. Zdecydowanie w takim przypadku wolałabym mniej, za to lepiej omówionych tematów.
Wieczorna gala, na której przyznawano nagrody dla najlepszych prezydentów, była okazją do gratulacji. Jednak jak się okazało, wyróżnienia nie były przyznawane na podstawie jakichś konkretnych, dających się ocenić kryteriów, a na podstawie „widzimisię” głosujących. Po prostu należało wskazać tych, którzy zdaniem głosującego zasłużyli na nagrodę. Przestały zatem dziwić padające ze sceny żartobliwe komentarze, że wygrywają ci, którzy „byli na spotkaniu w Kołobrzegu”.
Jadąc na Kongres Regionów byłam ciekawa, czy jest to wydarzenie, w czasie którego chodzi tylko o poklepanie się po plecach, czy też spotkanie to ma wyznaczać trendy w polityce lokalnej. Tematy poruszane na panelach były bez wątpienia bardzo ważne tak dla mieszkańców, jak i lokalnych władz. Wyjeżdżałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony ten trend do poklepywania się po plecach i mówienia – tak, jesteśmy super, był dość widoczny i denerwujący dla kogoś, kto na co dzień ogląda inną, niezbyt przyjazną twarz lokalnych włodarzy. Z drugiej – poruszono sporo wątków dotyczących angażowania społeczeństwa i korzyści z tego płynących, nawet jeśli powodowane to było wyłącznie poprawnością polityczną. Jestem zdania, że jeśli się o czymś zaczyna mówić, to prędzej czy później temat się rozwija i prowadzi to do konkretnych zmian.

Bogatsi - ważniejsi?

Rozmowy kuluarowe mnie przerażały, kiedy okazywało się, że niektórzy radni mają za cel wyłącznie zadowolenie mieszkańców. Nie widzą, a może nie wiedzą, że powinni ich także edukować, bowiem często się zdarza, że na przykład dwie grupy mieszkańców mają potrzeby absolutnie sprzeczne. W takim przypadku, przynajmniej w kuluarach Kongresu Regionów, wygrywają mieszkańcy bogaci. Ich potrzeby – jak wynika z kilku przeprowadzonych przeze mnie rozmów – będą realizowane w pierwszej kolejności. Mieszkańcy niemajętni postrzegani są przez moich rozmówców jako niepożądana patologia, grupy cwaniaków żerujących na zdrowej, lepszej części społeczeństwa. Nie widać refleksji, z czego wynikają takie zachowania, jak na przykład niepłacenie czynszów, ani prób zorganizowania wsparcia, by ludzie mogli wyjść z obszarów wykluczenia. I choć pocieszam się, że nie rozmawiałam przecież ze wszystkimi, to jednak bardzo mnie to niepokoi. I podrzucam organizatorom kolejnego, IX Kongresu Regionów, który odbędzie się za rok, temat do poważnej dyskusji – współpraca samorządu, biznesu i NGO w skutecznym zwalczaniu wykluczenia społecznego. Koszty wykluczenia, które ponosimy i będziemy ponosić w przyszłości są ogromne i zwyczajnie nas na to nie stać. A najlepszym dowodem, że ten problem da się rozwiązać, są obie prezentacje – otwierająca Gila Panelosy i zamykająca – Lorenza Dexlera, „Projektowanie innowacyjnych przestrzeni publicznych w mieście – jak i z kim?”



Artykuł ukazał się na stronie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska

środa, 14 czerwca 2017

101. Polska na tle krajów Grupy Wyszehradzkiej - monitoring międzynarodowy

Ciężko pracowaliśmy od października 2016 roku, monitorując razem z przedstawicielami Czech, Słowacji oraz Węgier spółki miejskie. Prześwietlałyśmy strony wybranych spółek pod kątem ich przejrzystości. Niestety, nie da się ukryć, że polskie spółki wypadły fatalnie. Na stronach internetowych i BIP-ach nie publikują nawet wymaganych prawem informacji, nie wspominając o takich ekstrawagancjach jak bilanse, rachunek zysków i strat, czy CV zarządu i głównych managerów.
Najlepiej notowane były spółki czeskie, który osiągnęły średnią punktację na poziomie 41,35 %, najsłabiej wypadła Polska, 24,31%.
Zachęcam do przejrzenia raportu, dowiecie się między innymi co jest na stronach miejskich spółek w innych krajach.
Marzy nam się dzień,w  którym polskie miejskie spółki podzielą się z mieszkańcami wskaźnikami rentowności, przeprowadzą na swoich stronach proces rekrutacji pracowników, czy pokażą doświadczenie i dorobek swoich zarządów. 




Polskie podsumowanie tutaj

Cały raport tutaj

Zapraszam też na stronę przygotowaną przez słowackiego partnera naszego monitoringu, na której możecie zobaczyć, pod jakim kątem prowadzą sprawdzanie przejrzystości u siebie nasi południowi sąsiedzi