O tajemne hasło „dokument wewnętrzny” osoby patrzące
władzy na ręce potykają się coraz częściej. Pod tą uniwersalną przykrywką
odmawia się nam dostępu do opinii, ekspertyz, korespondencji wewnętrznej urzędu
dotyczącej danej sprawy i innych informacji, niezbędnych do sprawdzania, czy
wszystko jest ok. Władze uznają, że mamy prawo poznać jedynie efekt ich pracy w
postaci decyzji, bez ujawniania drogi, na której te decyzje zostały podjęte.
Nie mamy prawa dowiedzieć się, czy decyzja jest zgodna z ekspertyzami, z
opiniami otrzymanymi od organizacji pozarządowych czy mieszkańców. Nie mamy
prawa poznać stanowiska różnych wydziałów urzędu, nie mamy szans na odkrycie
wszystkich „za i przeciw”. Dlaczego – pojęcia nie mam. W różnych wyjaśnieniach
i uzasadnieniach pada informacja, że są to dokumenty nie stanowiące prawa, a
jedynie opiniujące. Na pewno tak, tyle że my też mamy prawo się z tymi opiniami
zapoznać. Chcę wiedzieć kto robi ekspertyzy dla urzędu i jak one brzmią. Chcę
móc zweryfikować osobę eksperta, a także porównać ekspertyzę z moją wiedzą o
temacie. Nie tylko sprawdzić, czy moja opinia jest taka sama, jak opinia
eksperta, ale także podszkolić się, poszerzyć horyzonty, poznać nowe argumenty,
także te przeciwne do moich. No i najważniejsze – chcę wiedzieć, czy i jak
opinie i ekspertyzy wpłynęły na podjęcie takiej, a nie innej decyzji
administracyjnej. Chcę wiedzieć, czemu nie posłuchano eksperta – poznać
argumenty. Jeśli rozumie się podstawy decyzji, łatwiej ją akceptować, gdy jest
różna od naszego zapotrzebowania. Kiedy można się zapoznać z całym procesem
podejmowania decyzji, ze wszystkimi za i przeciw, widać zaangażowanie władzy w
stanowienie prawa najbliższego potrzebom mieszkańców. Jeśli dostępu do nich nie
ma, włącza się podejrzliwość, że coś się kombinuje za naszymi plecami. Jawność
tych dokumentów leży w interesie uczciwej władzy.
Czasem w ramach uzasadniania odmowy udostępnienia
„dokumentów wewnętrznych” podaje się argumenty, że otwarty dostęp do nich może
opóźnić proces podejmowania decyzji, wydłużyć dyskusję. To nie lepiej
przedyskutować wszystko zanim coś stanie się faktem? Nie lepiej poznać
argumenty zwolenników i przeciwników rozwiązania przed ustanowieniem aktów obowiązujących?
Burza mózgów PRZED zwykle zapobiega burzy w mediach PO podjęciu jakiejś
decyzji. Daje szansę zaangażowania się mieszkańców w meblowanie ich najbliższej
okolicy, co ma ogromny wpływ na wzrost zaufania do władzy, ale też aktywizuje
lokalesów. Jeśli ich głos jest brany pod uwagę, będą się dzielić swoimi
opiniami i pomysłami. A przecież co dwie głowy, to nie jedna!
Sieć Obywatelska Watchdog Polska przygotowała analizę dotyczącą zasłonki pt. dokument wewnętrzny. Przeczytałam materiał z
wielkim zainteresowaniem – Wam również polecam. Szymon Osowski w szalenie
interesujący sposób pokazuje jak jest, dlaczego tak jest i dlaczego tak być nie
może. Dla każdego strażnika istotna jest znajomość padających w dyskusji
argumentów i kontrargumentów. Pozwala nie tylko na wyrobienie sobie opinii o
temacie, ale przede wszystkim daje nam wiedzę, w jaki sposób pozbawia się nas
konstytucyjnie zagwarantowanego prawa do patrzenia władzy na ręce i jak należy
sobie radzić z tymi dziwacznymi i (moim zdaniem) bezprawnymi ograniczeniami.
Tekst logiczny i zrozumiały, mimo że jest w nim dużo prawniczego języka.
Wyciągnęłam z niego następujące, moje osobiste
wnioski:
- ani w ustawie, ani w konstytucji nie ma niczego pt.
dokument wewnętrzny;
- w prawodawstwie zastrzeżono, że wszelkie
ograniczenia w dostępie do informacji publicznej powinny być doprecyzowane (i
są – na przykład ze względu na bezpieczeństwo państwa, ochronę danych osobowych
i inne takie), a o dokumencie wewnętrznym
słowa nigdzie nie ma;
- sądy administracyjne z nieznanych powodów produkują
precedens w postaci „dokumentu wewnętrznego”, wchodząc tym samym (moim zdaniem
prywatnym) w buty prawodawcy, co jest (moim zdaniem) niedopuszczalne;
- sądy administracyjne z nieznanych powodów
rozszerzają pojęcie „dokumentu wewnętrznego” o kolejne urzędowe papierzyska, przez
co hamują proces kontroli władzy, odbierając obywatelom niezbędne do tego celu
narzędzia;
- nie wszyscy specjaliści zgadzają się z pojawieniem
się w orzecznictwie tworu pt. dokument wewnętrzny i podają podstawy prawne
mówiące o tym, że nie ważne jak bardzo głęboko wewnętrzny jest dokument, nic w
prawie nie napisano, że można odmówić jego udostępnienia;
- Konwencja Rady Europy wprowadza rozwiązanie pod
pojęciem ochrony sfery wewnętrznej, ale jednocześnie precyzuje, że ograniczenia
w dostępie do informacji spowodowane tą ochroną muszą być wyraźnie wskazane w
przepisach prawnych;
- w ustawie o udostępnianiu informacji o środowisku
takie doprecyzowanie zostało wprowadzone (napisano, że organ może odmówić
udostępnienia informacji, jeśli wymagałoby to udostępnienia danych będących w
trakcie opracowywania lub wymagałoby udostępnienia danych używanych do
wewnętrznego komunikowania się), natomiast w ustawie o dostępie do informacji
publicznej słowa o ograniczeniach i dokumentach do wewnętrznego komunikowania
się nie ma – czyli wszelkie ograniczenia w udostępnianiu są niezgodne z prawem;
- znowu ktoś wychodzi przed szereg i wie lepiej, „co
poeta miał na myśli”.
Reasumując – postanowiłam w odpowiedzi na odmowę
udostępnienia informacji pod pozorem, że jest to dokument wewnętrzny wysyłać
prośbę o wskazanie paragrafu w ustawie, który daje podmiotom możliwość odmowy
udostępnienia „dokumentu wewnętrznego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz