środa, 24 lutego 2016

63. ZWiK i zatrudnienie wiceprezesa raz jeszcze.

23.02.2016 otrzymałam odpowiedź na kolejne pytania, które skierowałam do ZWiK w związku z zatrudnieniem wiceprezesa Jankowskiego na stanowisku  zastępcy dyrektora ds. inwestycji i rozwoju. Pytałam o to, czy był przeprowadzony konkurs i czy informowano otoczenie o tym, że potrzebny jest pracownik na to stanowisko. Chodziło mi o informację, czy każdy mógł kandydować na ten wakat. Z pisma wynika, że nie było konkursu i nikogo nie poinformowano o wolnym miejscu. Czyli że na tym stanowisku mógł zostać zatrudniony wyłącznie pan Jankowski.
Spółka swoją decyzję uzasadnia następująco:
" Pan Stanisław Jankowski w czasie, gdy był Członkiem Zarządu Spółki, pełnił jednocześnie funkcję Dyrektora ds. Inwestycji i Rozwoju (było to zgodne z postanowieniem Aktu Założycielskiego Spółki). Po odwołaniu Pana Stanisława Jankowskiego przez Radę Nadzorczą ze stanowiska Członka Zarządu, zgodnie z postanowieniem Aktu Założycielskiego Spółki, nie było możliwe dalsze zatrudnianie go w charakterze Dyrektora ds. Inwestycji i Rozwoju.
Jednocześnie konieczność kontynuowania przez Spółkę zadań dotychczas realizowanych przez Pana Stanisława Jankowskiego w ramach funkcji Dyrektora ds. Inwestycji i Rozwoju, a także kwalifikacje i doświadczenie zawodowe Pana Stanisława Jankowskiego spowodowały podjęcie przez Spółkę decyzji o powierzeniu mu istniejącego już w strukturze organizacyjnej Spółki stanowiska Zastępcy Dyrektora ds. Inwestycji i Rozwoju."
Ja to nawet jestem w stanie zrozumieć, bo człowiek siedział w środku wydarzeń, odpowiadał za wdrażanie procedur czy technologii, trudno wywracać wszystko do góry nogami tak już. Logiczne byłoby dla mnie opłacanie tego stanowiska do momentu, aż obecny dyrektor ds. inwestycji i rozwoju zorientuje się w sytuacji i przejmie odpowiedzialność od pana Jankowskiego. Opłacanie jednocześnie dyrektora i zastępcy dyrektora w świetle faktu, iż przez kilka lat wystarczył dyrektor wydaje mi się nieekonomiczne. Dodatkowo skandaliczna decyzja pana Jankowskiego o podpisaniu umowy z byłym prezesem ZWiK, Beniaminem Chochulskim dyskwalifikuje tego pana (moim zdaniem) na jakimkolwiek stanowisku decyzyjnym, jeśli chodzi o dysponowanie miejskim mieniem. Wiceprezes, który działa ewidentnie na niekorzyść spółki powinien ponieść wszelkie konsekwencje swojej decyzji. Ten nie poniósł - bo wprawdzie został zwolniony ze stanowiska wiceprezesa, ale nastąpiło to dopiero po czterech miesiącach od niekorzystnego rozporządzenia mieniem spółki, na rzecz której pracował. Do tego - faktycznie przesiadł się tylko na inny stołek - dalej jest na miejskim garnuszku.
Ponieważ taki może być plan nowego zarządu ZWiK, będę się przyglądała, co się dzieje z zastępcą dyrektora ds. inwestycji i rozwoju. Jeśli rozsiądzie się na dłużej, to może oznaczać, że nowy dyrektor ds. inwestycji i rozwoju nie ogarnia tematu i to jego powinno się zmienić... Pożyjemy, zobaczymy.

Przy okazji... Nie podzielam urzędniczej skłonności do pisania nazw stanowisk wielkimi literami. W szkole nauczyli mnie, że nie należy tych znaków nadużywać. Podobnie wyrazy pan/pani. Jeśli występują w tekście skierowane do odbiorcy pisma, to jest to zwrot grzecznościowy i duże p mu się należy, ale jeśli opisują pana Kowalskiego, to sorry, jest to tylko pan Kowalski.

Pozdrawiam!

DorotaM

2 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o pisanie nazw stanowisk wielkimi literami i wyrazów Pan/Pani, to dużo tu zależeć może od tego, kto wysłał Pani tę odpowiedź i czy odpowiedź ta może komuś zaszkodzić.

    Taki nawet dyrektor może być bardzo zestresowany, że musi udzielić odpowiedzi, przez którą wyjdą na jaw - nawet nie jego własne - tylko czyjeś "błędy". Stąd też pewnie niechęć do udzielania jakichkolwiek odpowiedzi dotyczących konkretnych osób. A jeśli już jej ktoś udziela, to jest nazbyt uprzejmy wobec osób trzecich, do których informacja ta i tak prędzej czy później dojdzie.

    Prezydent też da nagrodę raczej temu, kto będzie się z Panią sądził o dostęp do danej informacji publicznej. A reszta, która nadgorliwie działa... zgodnie z prawem, może stracić przez to pracę - oczywiście pod innym pretekstem.

    Raczej nie pomoże też tu, aby te 100zł kosztów sądowych (czy trochę więcej) płaciła osoba, która nie udziela informacji - zamiast - jak to jest teraz - urzędu. Ktoś, kto może stracić pracę będzie wolał zapłacić nawet i 500zł, a jeśli więcej to będzie wolał skłamać.

    Jeśli stanowiska rozdzielane są w sposób niejasny, urzędnicy są upolitycznieni, nie znają dnia ani godziny swojego zwolnienia, to wolą się nie wychylać. Pracownicy spółek miejskich również.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadza się :) Natomiast chcę forsować teorię, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Można mówić cokolwiek, na temat dotychczasowych nieprawidłowości, czy też złych praktyk. Było, minęło. Mój raport i cała działalność mają służyć zmianie. Zmianie na lepsze. Każdy może powiedzieć, że nie wiedział, dostał po poprzednikach, czy co tam wymyśli. Od chwili, kiedy publicznie się o tym dowiedział (a mam potwierdzenie, że się dowiedział)będzie musiał zareagować i dokonać stosownych zmian. Inaczej będzie winien nieprawidłowości, co nie będzie trudne do udowodnienia i napiętnowania, aż do wyciągnięcia konsekwencji prawnych, jeśli zajdzie taka konieczność.
    Mam nadzieję, że promowanie i wprowadzanie jawności i przejrzystości będzie skutkowało tym, że nie da się kogoś odwołać, bo udzielił informacji :) A jeśli zostaną podjęte podobne próby, będziemy to nagłaśniać, jako patologię.

    OdpowiedzUsuń