W czerwcu
uczestniczyłam w VIII Kongresie Regionów we Wrocławiu. Jest to doroczna impreza dla samorządowców, reklamowana na stronie
wydarzenia jako „największe w Polsce spotkanie samorządu, biznesu i
NGO”. Miejsce podsumowań, wymiany doświadczeń, przyznawania nagród i
kuluarowych rozmów. Wzięłam w niej udział dzięki uprzejmości
organizatorów, bo cena biletów zdecydowanie nie była na każdą kieszeń –
kosztowały od kilkuset do ponad tysiąca złotych.
Bez kobiet.
Idea Kongresu bardzo mi się podoba, bo jest to miejsce wymiany
doświadczeń, podpatrywania skutecznych rozwiązań, rozmów, których moim
zdaniem bardzo w życiu mieszkańców brakuje. Może być też narzędziem
kształtowania standardów w samorządach, w kontaktach na linii
biznes-władza, władza-mieszkańcy. Tematy podejmowane na kongresie mogą
wskazywać kierunki rozwoju pełnej partycypacji w lokalnych
społecznościach, dać okazję do spokojnej rozmowy o sprawach
konfliktowych, podpatrzenia, jak z podobnymi zagadnieniami radzą sobie
300 kilometrów dalej. Tylko trzeba bardzo dokładnie przemyśleć i dobrać
skład panelistów, jeśli spotkanie ma przynieść wymierny skutek, a nie
być tylko okazją do poklepania się po plecach.
Spotkanie to dwudniowa impreza – cztery sesje plenarne, 25 paneli
równoległych i gala na zakończenie pierwszego dnia. Bardzo sprawna
organizacja, wszystko dopięte na ostatni guzik. Organizacyjnie. Dla mnie
spotkanie miało jednak sporo zgrzytów, wynikających przede wszystkim z
niekonsekwencji.
Przykład pierwszy – początek imprezy, fantastyczna prezentacja Gila
Panelosy o miastach systemu 8 80. O tym, że aby skutecznie zarządzać
miastem, należy w to zarządzanie włączać wszystkich mieszkańców, w tym
dzieci, osoby starsze, biedne. Być w kontakcie z mieszkańcami, zachęcać
do dzielenia się uwagami. Była mowa o tym, jak nową jakość miastom daje
włączenie w aktywne działania przedstawicieli obu płci. Super. Po
prezentacji panel „Przyjazne miasto przyszłości budowane wokół ludzi –
jak je stworzyć i jak sfinansować” – bez kobiet. W samorządzie i
biznesie nie ma aktywnych kobiet? Nikogo nie interesuje ich zdanie? To
nie jedyny panel, w którym kobiet na VIII Kongresie Regionów zabrakło. W
większości paneli w składzie dyskutantów była tylko jedna pani.
Denerwuje mnie wykluczanie kobiet z debaty, bo uważam, że mają dużo
ważnych rzeczy do powiedzenia.
Bez mieszkańców
Przykład drugi – na panelu o partycypacji społecznej ( „Partycypacja
obywatelska – kontrolować, czy wzmacniać”) nie było przedstawiciela
mieszkańców, a poruszano bardzo ważne zagadnienia. Padło na przykład
powszechne na Kongresie zdanie, że mieszkańcy nie ufają władzy. I
zastanawiano się, jak to zmienić. Na pewno przedstawiciel mieszkańców w
panelu mógłby podzielić się uwagami na temat, jak władza może zdobywać
zaufanie obywateli. Nikogo to nie interesowało? Zastanawiano się, czy
angażować lokalne społeczności i jak to robić. Samorządowcy dzielili się
swoim doświadczeniem, ubolewając, że ciągle aktywne są jednostki, ale
nawet te aktywne jednostki nie zostały zaproszone do dyskusji.
Bez dyskusji
Przykład trzeci – jeśli Kongres z założenia miał być miejscem
przekazywania informacji, doświadczeń, to zdecydowanie zabrakło miejsca
na dyskusje. Panele były ograniczone czasowo, poruszały tematy bardzo
interesujące, a publiczność albo nie miała okazji wziąć udziału w
dyskusji, bo czas panelu wyczerpali paneliści, albo dane jej było
jedynie krótko wypowiedzieć się, bez możliwości polemiki z panelistami.
Zalecano dyskusję w kuluarach, co często nie było możliwe, bo paneliści
znikali, szli na kolejne panele, w których brali udział, albo zagarniali
ich różni ważni i mniej ważni oficjele. Zdecydowanie w takim przypadku
wolałabym mniej, za to lepiej omówionych tematów.
Wieczorna gala, na której przyznawano nagrody dla najlepszych
prezydentów, była okazją do gratulacji. Jednak jak się okazało,
wyróżnienia nie były przyznawane na podstawie jakichś konkretnych,
dających się ocenić kryteriów, a na podstawie „widzimisię” głosujących.
Po prostu należało wskazać tych, którzy zdaniem głosującego zasłużyli na
nagrodę. Przestały zatem dziwić padające ze sceny żartobliwe
komentarze, że wygrywają ci, którzy „byli na spotkaniu w Kołobrzegu”.
Jadąc na Kongres Regionów byłam ciekawa, czy jest to wydarzenie, w
czasie którego chodzi tylko o poklepanie się po plecach, czy też
spotkanie to ma wyznaczać trendy w polityce lokalnej. Tematy poruszane
na panelach były bez wątpienia bardzo ważne tak dla mieszkańców, jak i
lokalnych władz. Wyjeżdżałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony ten
trend do poklepywania się po plecach i mówienia – tak, jesteśmy super,
był dość widoczny i denerwujący dla kogoś, kto na co dzień ogląda inną,
niezbyt przyjazną twarz lokalnych włodarzy. Z drugiej – poruszono sporo
wątków dotyczących angażowania społeczeństwa i korzyści z tego
płynących, nawet jeśli powodowane to było wyłącznie poprawnością
polityczną. Jestem zdania, że jeśli się o czymś zaczyna mówić, to
prędzej czy później temat się rozwija i prowadzi to do konkretnych
zmian.
Bogatsi - ważniejsi?
Rozmowy kuluarowe mnie przerażały, kiedy okazywało się, że niektórzy
radni mają za cel wyłącznie zadowolenie mieszkańców. Nie widzą, a może
nie wiedzą, że powinni ich także edukować, bowiem często się zdarza, że
na przykład dwie grupy mieszkańców mają potrzeby absolutnie sprzeczne. W
takim przypadku, przynajmniej w kuluarach Kongresu Regionów, wygrywają
mieszkańcy bogaci. Ich potrzeby – jak wynika z kilku przeprowadzonych
przeze mnie rozmów – będą realizowane w pierwszej kolejności. Mieszkańcy
niemajętni postrzegani są przez moich rozmówców jako niepożądana
patologia, grupy cwaniaków żerujących na zdrowej, lepszej części
społeczeństwa. Nie widać refleksji, z czego wynikają takie zachowania,
jak na przykład niepłacenie czynszów, ani prób zorganizowania wsparcia,
by ludzie mogli wyjść z obszarów wykluczenia. I choć pocieszam się, że
nie rozmawiałam przecież ze wszystkimi, to jednak bardzo mnie to
niepokoi. I podrzucam organizatorom kolejnego, IX Kongresu Regionów,
który odbędzie się za rok, temat do poważnej dyskusji – współpraca
samorządu, biznesu i NGO w skutecznym zwalczaniu wykluczenia
społecznego. Koszty wykluczenia, które ponosimy i będziemy ponosić w
przyszłości są ogromne i zwyczajnie nas na to nie stać. A najlepszym
dowodem, że ten problem da się rozwiązać, są obie prezentacje –
otwierająca Gila Panelosy i zamykająca – Lorenza Dexlera, „Projektowanie
innowacyjnych przestrzeni publicznych w mieście – jak i z kim?”
Artykuł ukazał się na stronie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska
Monitoring społeczny to forma korzystania z praw obywatelskich i realizowania obywatelskich obowiązków. Jako właściciele mienia państwowego, mamy prawo i powinniśmy wiedzieć, co się z nim dzieje. Na tym blogu będę informowała o prowadzonych przeze mnie monitoringach. Zachęcam do takich działań każdego, kto czuje się mieszkańcem swojej gminy.
czwartek, 29 czerwca 2017
środa, 14 czerwca 2017
101. Polska na tle krajów Grupy Wyszehradzkiej - monitoring międzynarodowy
Ciężko pracowaliśmy od października 2016 roku, monitorując razem z przedstawicielami Czech, Słowacji oraz Węgier spółki miejskie. Prześwietlałyśmy strony wybranych spółek pod kątem ich przejrzystości. Niestety, nie da się ukryć, że polskie spółki wypadły fatalnie. Na stronach internetowych i BIP-ach nie publikują nawet wymaganych prawem informacji, nie wspominając o takich ekstrawagancjach jak bilanse, rachunek zysków i strat, czy CV zarządu i głównych managerów.
Najlepiej notowane były spółki czeskie, który osiągnęły średnią punktację na poziomie 41,35 %, najsłabiej wypadła Polska, 24,31%.
Zachęcam do przejrzenia raportu, dowiecie się między innymi co jest na stronach miejskich spółek w innych krajach.
Marzy nam się dzień,w którym polskie miejskie spółki podzielą się z mieszkańcami wskaźnikami rentowności, przeprowadzą na swoich stronach proces rekrutacji pracowników, czy pokażą doświadczenie i dorobek swoich zarządów.
Polskie podsumowanie tutaj
Cały raport tutaj
Zapraszam też na stronę przygotowaną przez słowackiego partnera naszego monitoringu, na której możecie zobaczyć, pod jakim kątem prowadzą sprawdzanie przejrzystości u siebie nasi południowi sąsiedzi
Najlepiej notowane były spółki czeskie, który osiągnęły średnią punktację na poziomie 41,35 %, najsłabiej wypadła Polska, 24,31%.
Zachęcam do przejrzenia raportu, dowiecie się między innymi co jest na stronach miejskich spółek w innych krajach.
Marzy nam się dzień,w którym polskie miejskie spółki podzielą się z mieszkańcami wskaźnikami rentowności, przeprowadzą na swoich stronach proces rekrutacji pracowników, czy pokażą doświadczenie i dorobek swoich zarządów.
Polskie podsumowanie tutaj
Cały raport tutaj
Zapraszam też na stronę przygotowaną przez słowackiego partnera naszego monitoringu, na której możecie zobaczyć, pod jakim kątem prowadzą sprawdzanie przejrzystości u siebie nasi południowi sąsiedzi
Subskrybuj:
Posty (Atom)