czwartek, 29 czerwca 2017

102. VIII Kongres Regionów

W czerwcu uczestniczyłam w VIII Kongresie Regionów we Wrocławiu. Jest to doroczna impreza dla samorządowców, reklamowana na stronie wydarzenia jako „największe w Polsce spotkanie samorządu, biznesu i NGO”. Miejsce podsumowań, wymiany doświadczeń, przyznawania nagród i kuluarowych rozmów. Wzięłam w niej udział dzięki uprzejmości organizatorów, bo cena biletów zdecydowanie nie była na każdą kieszeń – kosztowały od kilkuset do ponad tysiąca złotych.  

Bez kobiet. 

Idea Kongresu bardzo mi się podoba, bo jest to miejsce wymiany doświadczeń, podpatrywania skutecznych rozwiązań, rozmów, których moim zdaniem bardzo w życiu mieszkańców brakuje. Może być też narzędziem kształtowania standardów w samorządach, w kontaktach na linii biznes-władza, władza-mieszkańcy. Tematy podejmowane na kongresie mogą wskazywać kierunki rozwoju pełnej partycypacji w lokalnych społecznościach, dać okazję do spokojnej rozmowy o sprawach konfliktowych, podpatrzenia, jak z podobnymi zagadnieniami radzą sobie 300 kilometrów dalej. Tylko trzeba bardzo dokładnie przemyśleć i dobrać skład panelistów, jeśli spotkanie ma przynieść wymierny skutek, a nie być tylko okazją do poklepania się po plecach.
Spotkanie to dwudniowa impreza – cztery sesje plenarne, 25 paneli równoległych i gala na zakończenie pierwszego dnia. Bardzo sprawna organizacja, wszystko dopięte na ostatni guzik. Organizacyjnie. Dla mnie spotkanie miało jednak sporo zgrzytów, wynikających przede wszystkim z niekonsekwencji.
Przykład pierwszy – początek imprezy, fantastyczna prezentacja Gila Panelosy o miastach systemu 8 80. O tym, że aby skutecznie zarządzać miastem, należy w to zarządzanie włączać wszystkich mieszkańców, w tym dzieci, osoby starsze, biedne. Być w kontakcie z mieszkańcami, zachęcać do dzielenia się uwagami. Była mowa o tym, jak nową jakość miastom daje włączenie w aktywne działania przedstawicieli obu płci. Super. Po prezentacji panel „Przyjazne miasto przyszłości budowane wokół ludzi – jak je stworzyć i jak sfinansować” – bez kobiet. W samorządzie i biznesie nie ma aktywnych kobiet? Nikogo nie interesuje ich zdanie? To nie jedyny panel, w którym kobiet na VIII Kongresie Regionów zabrakło. W większości paneli w składzie dyskutantów była tylko jedna pani. Denerwuje mnie wykluczanie kobiet z debaty, bo uważam, że mają dużo ważnych rzeczy do powiedzenia.     

Bez mieszkańców

Przykład drugi – na panelu o partycypacji społecznej ( „Partycypacja obywatelska – kontrolować, czy wzmacniać”) nie było przedstawiciela mieszkańców, a poruszano bardzo ważne zagadnienia. Padło na przykład powszechne na Kongresie zdanie, że mieszkańcy nie ufają władzy. I zastanawiano się, jak to zmienić. Na pewno przedstawiciel mieszkańców w panelu mógłby podzielić się uwagami na temat, jak władza może zdobywać zaufanie obywateli. Nikogo to nie interesowało? Zastanawiano się, czy angażować lokalne społeczności i jak to robić. Samorządowcy dzielili się swoim doświadczeniem, ubolewając, że ciągle aktywne są jednostki, ale nawet te aktywne jednostki nie zostały zaproszone do dyskusji.

Bez dyskusji

Przykład trzeci – jeśli Kongres z założenia miał być miejscem przekazywania informacji, doświadczeń, to zdecydowanie zabrakło miejsca na dyskusje. Panele były ograniczone czasowo, poruszały tematy bardzo interesujące, a publiczność albo nie miała okazji wziąć udziału w dyskusji, bo czas panelu wyczerpali paneliści, albo dane jej było jedynie krótko wypowiedzieć się, bez możliwości polemiki z panelistami. Zalecano dyskusję w kuluarach, co często nie było możliwe, bo paneliści znikali, szli na kolejne panele, w których brali udział, albo zagarniali ich różni ważni i mniej ważni oficjele. Zdecydowanie w takim przypadku wolałabym mniej, za to lepiej omówionych tematów.
Wieczorna gala, na której przyznawano nagrody dla najlepszych prezydentów, była okazją do gratulacji. Jednak jak się okazało, wyróżnienia nie były przyznawane na podstawie jakichś konkretnych, dających się ocenić kryteriów, a na podstawie „widzimisię” głosujących. Po prostu należało wskazać tych, którzy zdaniem głosującego zasłużyli na nagrodę. Przestały zatem dziwić padające ze sceny żartobliwe komentarze, że wygrywają ci, którzy „byli na spotkaniu w Kołobrzegu”.
Jadąc na Kongres Regionów byłam ciekawa, czy jest to wydarzenie, w czasie którego chodzi tylko o poklepanie się po plecach, czy też spotkanie to ma wyznaczać trendy w polityce lokalnej. Tematy poruszane na panelach były bez wątpienia bardzo ważne tak dla mieszkańców, jak i lokalnych władz. Wyjeżdżałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony ten trend do poklepywania się po plecach i mówienia – tak, jesteśmy super, był dość widoczny i denerwujący dla kogoś, kto na co dzień ogląda inną, niezbyt przyjazną twarz lokalnych włodarzy. Z drugiej – poruszono sporo wątków dotyczących angażowania społeczeństwa i korzyści z tego płynących, nawet jeśli powodowane to było wyłącznie poprawnością polityczną. Jestem zdania, że jeśli się o czymś zaczyna mówić, to prędzej czy później temat się rozwija i prowadzi to do konkretnych zmian.

Bogatsi - ważniejsi?

Rozmowy kuluarowe mnie przerażały, kiedy okazywało się, że niektórzy radni mają za cel wyłącznie zadowolenie mieszkańców. Nie widzą, a może nie wiedzą, że powinni ich także edukować, bowiem często się zdarza, że na przykład dwie grupy mieszkańców mają potrzeby absolutnie sprzeczne. W takim przypadku, przynajmniej w kuluarach Kongresu Regionów, wygrywają mieszkańcy bogaci. Ich potrzeby – jak wynika z kilku przeprowadzonych przeze mnie rozmów – będą realizowane w pierwszej kolejności. Mieszkańcy niemajętni postrzegani są przez moich rozmówców jako niepożądana patologia, grupy cwaniaków żerujących na zdrowej, lepszej części społeczeństwa. Nie widać refleksji, z czego wynikają takie zachowania, jak na przykład niepłacenie czynszów, ani prób zorganizowania wsparcia, by ludzie mogli wyjść z obszarów wykluczenia. I choć pocieszam się, że nie rozmawiałam przecież ze wszystkimi, to jednak bardzo mnie to niepokoi. I podrzucam organizatorom kolejnego, IX Kongresu Regionów, który odbędzie się za rok, temat do poważnej dyskusji – współpraca samorządu, biznesu i NGO w skutecznym zwalczaniu wykluczenia społecznego. Koszty wykluczenia, które ponosimy i będziemy ponosić w przyszłości są ogromne i zwyczajnie nas na to nie stać. A najlepszym dowodem, że ten problem da się rozwiązać, są obie prezentacje – otwierająca Gila Panelosy i zamykająca – Lorenza Dexlera, „Projektowanie innowacyjnych przestrzeni publicznych w mieście – jak i z kim?”



Artykuł ukazał się na stronie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska

środa, 14 czerwca 2017

101. Polska na tle krajów Grupy Wyszehradzkiej - monitoring międzynarodowy

Ciężko pracowaliśmy od października 2016 roku, monitorując razem z przedstawicielami Czech, Słowacji oraz Węgier spółki miejskie. Prześwietlałyśmy strony wybranych spółek pod kątem ich przejrzystości. Niestety, nie da się ukryć, że polskie spółki wypadły fatalnie. Na stronach internetowych i BIP-ach nie publikują nawet wymaganych prawem informacji, nie wspominając o takich ekstrawagancjach jak bilanse, rachunek zysków i strat, czy CV zarządu i głównych managerów.
Najlepiej notowane były spółki czeskie, który osiągnęły średnią punktację na poziomie 41,35 %, najsłabiej wypadła Polska, 24,31%.
Zachęcam do przejrzenia raportu, dowiecie się między innymi co jest na stronach miejskich spółek w innych krajach.
Marzy nam się dzień,w  którym polskie miejskie spółki podzielą się z mieszkańcami wskaźnikami rentowności, przeprowadzą na swoich stronach proces rekrutacji pracowników, czy pokażą doświadczenie i dorobek swoich zarządów. 




Polskie podsumowanie tutaj

Cały raport tutaj

Zapraszam też na stronę przygotowaną przez słowackiego partnera naszego monitoringu, na której możecie zobaczyć, pod jakim kątem prowadzą sprawdzanie przejrzystości u siebie nasi południowi sąsiedzi