czwartek, 6 października 2016

92. Toast za jawność - Warszawa 2016



Na spotkanie w warszawskiej zachęcie przybyło około stu osób. W czasie powitania zarząd stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska przekazał, że świętujemy nie tylko dzień jawności, ale także piętnastą rocznicę uchwalenia ustawy o dostępie do informacji publicznej. To dużo i mało. Dużo – bo od tak dawna możemy korzystać z narzędzia do monitorowania władzy, mało – bo tak naprawdę i na szerszą skalę to narzędzie jest używane od kilku zaledwie lat. Kiedy sobie to uzmysłowiłam, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że w Polsce prawdziwa edukacja obywatelska zawodzi na całej linii. Dzieci i młodzież uczą się formułek o władzy, a bardziej przydatne byłaby praktyczna nauka korzystania ze swoich praw – między innymi na przykład warsztaty z pisania wniosków o udostępnienie informacji publicznej. Oczywiście – to utopijne marzenia, bo władza nie lubi, kiedy obywatel ją podgląda – sama nie zrobi nic, by kształcić świadomych swoich praw obywateli, bo to jest uciążliwe w przyszłości…

Bardzo ciekawym (dla mnie) punktem programu była debata z dziennikarzami piszącymi o jawności. Troje dziennikarzy (dwie panie i pan) opowiadało o swoich doświadczeniach z informacją publiczną. Pani Karina Obara jest dziennikarką w Gazecie Pomorskiej, pani Bianka Mikołajewska – w OKO Press, a pan Jerzy Jurecki – w Tygodniku Podhalańskim.
W trakcie rozmowy przewijały się takie elementy jak zależność lokalnych dziennikarzy od ogłoszeń z urzędów, media lokalne opłacane przez władze samorządowe, czas pozyskiwania informacji na podstawie ustawy o DIP jako problem dziennikarzy, wpływ braku skarg środowiska mediów w przypadku nieudostępnienia informacji na powszechność praktyki ignorowania wniosków, a także pozycja lokalnych strażników i sygnalistów. Była też mowa o zanikającym zawodzie dziennikarza śledczego, i o tym, że niektóre redakcje próbują takich twórców wspierać i promować. Ogólnie wyciągnęłam wniosek, że społeczeństwo słabo interesuje się tym, co się dzieje w okolicy, chyba, że jest jakiś ewidentny szwindel, a długie (jak na potrzeby dziennikarzy) procedury wnioskowe zniechęcają, choć mimo tych przeszkód większość piszących z ustawy o DIP korzysta.

W części ogólnodostępnej, z sali padały pytania między innymi o to, czy właściwe jest uprzywilejowywanie dziennikarzy ( w rozmowie dziennikarzy padło stwierdzenie, że dla grupy społecznej pt. dziennikarze powinno się skrócić czas na udzielenie odpowiedzi, jaki ma urząd), czy rozważane jest skorzystanie z dorobku lokalnych strażników, padały propozycje w jaki sposób wybrnąć z kwestii mediów zależnych od samorządu. Ja zasugerowałam, że dziennikarze padli ofiarą swoich własnych działań. Od lat nie piszą DLACZEGO ważne jest patrzenie władzy na ręce, skupiają się na newsach jednego dnia, wspierając proces odmóżdżania społeczeństwa. I zapytałam, czy planują jakieś działania zmienające ten proces, mające na celu edukację. Jak wywnioskowałam po odpowiedzi – nie zostałam zrozumiana.
Chodziło mi o konkretne artykuły typu – fundusz promocyjny spółki XYZ wynosi fefset tysięcy złotych. Promocji XYZ nie potrzebuje, bo jest spółką lokalną, monopolistą na rynku. Gdyby to przeznaczyć na przykład na konserwację sieci, cena wody spadłaby o 20 groszy za litr. Co w przeciętnym gospodarstwie daje pięćdziesiąt złotych rocznie oszczędności (wartości wzięte z sufitu, chodzi o mechanizm przedstawiania informacji).
Albo tak – spółka ZYX zatrudniła byłego wiceprezesa (który przyłożył rękę do przekrętu w spółce, ale za niego nie odpowiedział) na stanowisku dyrektora, bo wicek jest ze spółką zaznajomiony, bierze udział w jakimś tam procesie, a nowo powołany prezes jeszcze tej wiedzy nie ma. Chodzi o zapewnienie ciągłości procesu. Super. Pytania dziennikarzy, które powinny paść:  Ile czasu zatem dostaje nowy prezes na przejęcie obowiązków? Jeśli po upływie tego czasu wicek/dyrektor dalej pozostaje w zatrudnieniu, to powinien powstać tekst pt. Dlaczego uciekają nasze pieniądze. Treść mniej więcej taka: zatrudnianie byłego wiceprezesa generuje koszty rzędu powiedzmy 10 tysięcy złotych miesięcznie, co przez okres X daje nam kwotę Y. Gdyby te pieniądze zużytkować w inny sposób, w ciągu miesiąca można byłoby podłączyć do sieci Z ulic. Czyli dzielnica PRS byłaby w całości skanalizowana.
Żeby ludzie skojarzyli, że mówimy o ich pieniądzach, trzeba im pokazywać paluchem, w jaki sposób to, co dzieje się w spółkach wpływa na ich portmonetkę. Nawet jeśli do części społeczeństwa ogólny przekaz dociera, to zwykle na zasadzie: tak wiem, przekręty są, ale co na to poradzić. Dziennikarze mają narzędzia, którymi mogą przekazać mieszkańcom nie tylko JAK nasze pieniądze beztrosko wyciekają z tej czy innej spółki, ale też podpowiedzieć CO można zrobić, by do takich sytuacji nie dochodziło. Muszą tylko chcieć tych narzędzi używać i pisać tak, by przebić się przez wstępną skorupę tumiwisizmu, wyprodukowaną prze lata, niestety przy dużym udziale mediów.
Po zakończeniu debaty trwały rozmowy w kuluarach, bardzo ciekawe, pouczające i emocjonujące. Ja na przykład uzyskałam kilka wskazówek, jak dotrzeć do dobrych dziennikarzy lokalnych. Zobaczymy, czy okażą się skuteczne.

W trakcie spotkania można było zapoznać się z produktami codziennego użytku, zaprojektowanymi przez polskich artystów, inspirowanych pracą watchdogów. Gadżety te można kupić w sklepie TUTAJ. Na Wielkim Zjeździe Watchdogów miałam okazję „pobawić” się szklankami i czajniczkiem – genialna sprawa. Oba produkty polecam na prezenty – przy pierwszym nalewaniu wody do szklanek odruchowo przytrzymywałam naczynie, bo byłam pewna, że się wywróci… :D Lustro wypróbowałam przy okazji walnego zgromadzenia członków stowarzyszenia, a teraz obejrzałam również klawiaturę. Nie tylko dizajnerska i niespotykana, ale i funkcjonalna – na klawiszu „enter” ma takie małe Tatry, które zmuszają do zastanowienia się, czy rzeczywiście to, co piszemy, nadaje się do wysłania. Ja na przykład, choć jeszcze nie mam tego gadżetu już przy pisaniu tego tekstu doszłam do wniosku, że jeden z akapitów mogę śmiało usunąć – nie wnosi nic, a może komuś zrobić przykrość, bo ja mam świra na jakimś punkcie… Fajna sprawa, zobaczcie sami. Tym bardziej, że sezon ślubów trwa cały rok, a wkrótce różne święta ogólnospołeczne.Oczywiście - dochód uzyskany ze sprzedaży giftów idzie na działalność Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska!

Wypiliśmy oczywiście toast „ za jawność Waszą i naszą” i z wielkim trudem zakończyliśmy spotkanie, wypychani przez zmęczony, ale niezwykle miły i pomocny personel Zachęty. Zdjęcia i oficjalna relacja ze spotkania są TUTAJ.
Warto było spędzić 16 godzin w drodze, by wziąć udział w Toaście. Za rok też się wybieram – jedziecie ze mną?

p.s. W trakcie spotkania na telebimie wyświetlane były życzenia urodzinowe dla ustawy o dostępie do informacji publicznej. Ze Szczecina także, między innymi od pana Jerzego Bielca :D
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz