poniedziałek, 12 września 2016

88. Dokument wewnętrzny a sprawa polska



O tajemne hasło „dokument wewnętrzny” osoby patrzące władzy na ręce potykają się coraz częściej. Pod tą uniwersalną przykrywką odmawia się nam dostępu do opinii, ekspertyz, korespondencji wewnętrznej urzędu dotyczącej danej sprawy i innych informacji, niezbędnych do sprawdzania, czy wszystko jest ok. Władze uznają, że mamy prawo poznać jedynie efekt ich pracy w postaci decyzji, bez ujawniania drogi, na której te decyzje zostały podjęte. Nie mamy prawa dowiedzieć się, czy decyzja jest zgodna z ekspertyzami, z opiniami otrzymanymi od organizacji pozarządowych czy mieszkańców. Nie mamy prawa poznać stanowiska różnych wydziałów urzędu, nie mamy szans na odkrycie wszystkich „za i przeciw”. Dlaczego – pojęcia nie mam. W różnych wyjaśnieniach i uzasadnieniach pada informacja, że są to dokumenty nie stanowiące prawa, a jedynie opiniujące. Na pewno tak, tyle że my też mamy prawo się z tymi opiniami zapoznać. Chcę wiedzieć kto robi ekspertyzy dla urzędu i jak one brzmią. Chcę móc zweryfikować osobę eksperta, a także porównać ekspertyzę z moją wiedzą o temacie. Nie tylko sprawdzić, czy moja opinia jest taka sama, jak opinia eksperta, ale także podszkolić się, poszerzyć horyzonty, poznać nowe argumenty, także te przeciwne do moich. No i najważniejsze – chcę wiedzieć, czy i jak opinie i ekspertyzy wpłynęły na podjęcie takiej, a nie innej decyzji administracyjnej. Chcę wiedzieć, czemu nie posłuchano eksperta – poznać argumenty. Jeśli rozumie się podstawy decyzji, łatwiej ją akceptować, gdy jest różna od naszego zapotrzebowania. Kiedy można się zapoznać z całym procesem podejmowania decyzji, ze wszystkimi za i przeciw, widać zaangażowanie władzy w stanowienie prawa najbliższego potrzebom mieszkańców. Jeśli dostępu do nich nie ma, włącza się podejrzliwość, że coś się kombinuje za naszymi plecami. Jawność tych dokumentów leży w interesie uczciwej władzy.

Czasem w ramach uzasadniania odmowy udostępnienia „dokumentów wewnętrznych” podaje się argumenty, że otwarty dostęp do nich może opóźnić proces podejmowania decyzji, wydłużyć dyskusję. To nie lepiej przedyskutować wszystko zanim coś stanie się faktem? Nie lepiej poznać argumenty zwolenników i przeciwników rozwiązania przed ustanowieniem aktów obowiązujących? Burza mózgów PRZED zwykle zapobiega burzy w mediach PO podjęciu jakiejś decyzji. Daje szansę zaangażowania się mieszkańców w meblowanie ich najbliższej okolicy, co ma ogromny wpływ na wzrost zaufania do władzy, ale też aktywizuje lokalesów. Jeśli ich głos jest brany pod uwagę, będą się dzielić swoimi opiniami i pomysłami. A przecież co dwie głowy, to nie jedna!

Sieć Obywatelska Watchdog Polska przygotowała analizę dotyczącą zasłonki pt. dokument wewnętrzny. Przeczytałam materiał z wielkim zainteresowaniem – Wam również polecam. Szymon Osowski w szalenie interesujący sposób pokazuje jak jest, dlaczego tak jest i dlaczego tak być nie może. Dla każdego strażnika istotna jest znajomość padających w dyskusji argumentów i kontrargumentów. Pozwala nie tylko na wyrobienie sobie opinii o temacie, ale przede wszystkim daje nam wiedzę, w jaki sposób pozbawia się nas konstytucyjnie zagwarantowanego prawa do patrzenia władzy na ręce i jak należy sobie radzić z tymi dziwacznymi i (moim zdaniem) bezprawnymi ograniczeniami. Tekst logiczny i zrozumiały, mimo że jest w nim dużo prawniczego języka.

Wyciągnęłam z niego następujące, moje osobiste wnioski:
- ani w ustawie, ani w konstytucji nie ma niczego pt. dokument wewnętrzny;
- w prawodawstwie zastrzeżono, że wszelkie ograniczenia w dostępie do informacji publicznej powinny być doprecyzowane (i są – na przykład ze względu na bezpieczeństwo państwa, ochronę danych osobowych i inne takie),  a o dokumencie wewnętrznym słowa nigdzie nie ma;
- sądy administracyjne z nieznanych powodów produkują precedens w postaci „dokumentu wewnętrznego”, wchodząc tym samym (moim zdaniem prywatnym) w buty prawodawcy, co jest (moim zdaniem) niedopuszczalne;
- sądy administracyjne z nieznanych powodów rozszerzają pojęcie „dokumentu wewnętrznego” o kolejne urzędowe papierzyska, przez co hamują proces kontroli władzy, odbierając obywatelom niezbędne do tego celu narzędzia;
- nie wszyscy specjaliści zgadzają się z pojawieniem się w orzecznictwie tworu pt. dokument wewnętrzny i podają podstawy prawne mówiące o tym, że nie ważne jak bardzo głęboko wewnętrzny jest dokument, nic w prawie nie napisano, że można odmówić jego udostępnienia;
- Konwencja Rady Europy wprowadza rozwiązanie pod pojęciem ochrony sfery wewnętrznej, ale jednocześnie precyzuje, że ograniczenia w dostępie do informacji spowodowane tą ochroną muszą być wyraźnie wskazane w przepisach prawnych;
- w ustawie o udostępnianiu informacji o środowisku takie doprecyzowanie zostało wprowadzone (napisano, że organ może odmówić udostępnienia informacji, jeśli wymagałoby to udostępnienia danych będących w trakcie opracowywania lub wymagałoby udostępnienia danych używanych do wewnętrznego komunikowania się), natomiast w ustawie o dostępie do informacji publicznej słowa o ograniczeniach i dokumentach do wewnętrznego komunikowania się nie ma – czyli wszelkie ograniczenia w udostępnianiu są niezgodne z prawem;
- znowu ktoś wychodzi przed szereg i wie lepiej, „co poeta miał na myśli”.

Reasumując – postanowiłam w odpowiedzi na odmowę udostępnienia informacji pod pozorem, że jest to dokument wewnętrzny wysyłać prośbę o wskazanie paragrafu w ustawie, który daje podmiotom możliwość odmowy udostępnienia „dokumentu wewnętrznego”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz